bjag

napisał o Ruchomy zamek Hauru

Zaczarowane animacje Studia Ghibli są odtrutką dla bolesnej przewidywalności animacji amerykańskich, nierzadko na swój sposób uroczych, lecz zmuszonych do pompowania hollywoodzkich wzorców ze względu na wiek głównej grupy docelowej. „Ruchomy zamek Hauru”, swobodna ekranizacja brytyjskiej powieści fantasy dla młodzieży, dokonuje brawurowego zamachu na nasze manichejskie przyzwyczajenia. Protagonistka, owszem, do końca pozostanie pozytywną postacią, jednakże reszta bohaterów zajmuje już nieokreślone miejsca na skali dobry-zły. Pozycja niektórych z nich jest tylko rozmyta, pozycja innych przesunie się, niekiedy nagle, przez prawie całe spektrum. I chociaż uważam, że blisko finału konstrukcja fabularna się rozlatuje – a może to moje zachodnie upodobania przegrały z koncepcją Miyazakiego? – to dwie godziny pięknie rozrysowanych i pokolorowanych teł rekompensują mi jej niespójność. RZH przypomniał mi te wszystkie jRPG z pierwszego PlayStation, w które za młodu z zapamiętaniem się zagrywałem.